20 kwietnia. Tak naprawdę to właśnie dzisiaj rozpoczyna się nasza wietnamska przygoda. Z biurem turystycznym (zarezerwowanym w naszym hotelu) jedziemy do rezerwatu Tam Coc. Mijamy pola ryżowe z rozsianymi na nich nagrobkami.
Po drodze zatrzymujemy się w Hoa Lu, krótkotrwałej, starożytnej stolicy Wietnamu. Z opowieści naszego przewodnika wynika, że rodziny królewskie mordowały się „na potęgę”. Docieramy na przystań. Stąd ruszamy w rejs łódką po rzece Ngo Dong. Ciekawostką jest to, że wioślarze (w większości wioślarki) do wiosłowania używają nóg zamiast rąk. Mijamy wapienne wzgórza wśród pól ryżowych. Po drodze przepływamy przez trzy jaskinie. Cały rejs trwa ok. 1,5h.Po lunchu jeszcze 4km przejażdżka rowerami przez zazielenione pola ryżowe.
Rowery co prawda były raczej tragiczne, ale za to zabawa przednia. Jadąc polami a później wioską po kolei gubiliśmy część wycieczki.
Ostatecznie jednak wszyscy dotarli z powrotem do autobusu. Mieliśmy bardzo sympatycznego przewodnika, który umilił nam czas swoim śpiewem. Cóż - co się nie robi dla napiwków.
Do Hanoi wracamy ok. 19. Ogromny ruch skuterów i ogólny chaos. Zanim z hotelu ruszymy na nocny pociąg do Lao Cai jemy szybką kolację w okolicznej restauracji. W cenie zakupu naszego biletu kolejowego jest transport na dworzec i ulokowanie nas w wagonie. Przynajmniej nie błądzimy po peronach szukając naszego pociągu. Przed nami nocna podróż. Na szczęście mamy miejsca leżące (w kabinie 4 osobowej). O 22-giej ruszamy. Nasi współpasażerowie to młode, sympatyczne małżeństwo z Estonii.